Kolejny baaaardzo udany lakier z kolekcji rosyjskiej.
Kreme de la Kremlin to zakurzony, brudny róż, z kapką beżu i delikatną nutką fioletu. Można powiedzieć, że idzie on trochę w stronę mauve (na MUA piszą, że to tearose, jednak, jak dla mnie, z tearose to on nic wspólnego nie ma ;)). Podobny do 5th Avenue China Glaze, jednak ChG jest jeszcze bardziej brudny (i też piękny *-*).
KdlK jest, jak to dzisiaj usłyszałam, kolorem bardzo wyrafinowanym ale jednocześnie niezobowiązującym. Na codzień, do pracy - idealny.
Jest to typowy krem, gładki i jednolity. Konsystencję ma rzadszą niż typowe OPI, można łatwo przesadzić z ilością lakieru; lubi też zabąbelkować, zwłaszcza druga warstwa.
Jedna warstwa na upartego wystarczy, u mnie jednak są dwie.
Pierwsze zdjęcie na zewnątrz, w cieniu; drugie w pomieszczeniu, przy oknie.

